środa, 29 października 2014

Okiem pudla: pudel w przedszkolu

"Dzisiaj moja pańcia zafundowała mi niecodzienną rozrywkę: wizytę w przedszkolu, do którego chodzi mój kumpel Błażej. Muszę przyznać, że w pierwszej chwili trochę się zestresowałem. Tyle nowych zapachów, że mój nos aż dęba stanął. Chciałem wprowadzić trochę swojego zapachu, już prawie podniosłem łapę, żeby kapnąć na jakąś ławeczkę, ale pańcia spojrzała na mnie takim wzrokiem, że od razu pomyślałem, że jednak te zapachy to nie są takie złe. Niech sobie będą. Potem otoczyło mnie stado błażejo-podobnych krasnali. Wszystkie małe, ruchliwe i okrrrropnie hałaśliwe. Nie, żeby nie lubił dzieci. Ale mam ich na co dzień wystarczająco dużo, żebym wolał ciszę i spokój. A w przedszkolu to była wielokrotność naszej domowej codzienności. 

- Przyprowadziłam eksponaty - powiedziała pańcia. Bo oprócz mnie były jeszcze dziewczyny, Julka i Karolina. Ja napuszony jak przed strzyżeniem, dziewczyny wystrojone. Pańcia coś tam opowiadała i pokazywała różne akcesoria. Potem dzieciaki przebierały Julkę za weterynarza. A potem ze mnie robiły pacjenta. Obandażowały łapę i ubrały w koszmarne ubranko pooperacyjne. Okropnie niewygodne było. Mało brakowało, a naprawdę bym się pochorował. Na szczęście jak już byłem przystrojony jak choinka, to pańcia odczepiła się ode mnie. 

- Kto chce balona z rękawiczki? - zapytała. Spodziewała się pewnie 2-3 nieśmiałych głosów. Okazało się, że entuzjazm dzieciaków przekroczył wszelkie przedszkolne limity decybeli. A jak już się wkopała tym jednym niewinnym pytaniem, to musiała dmuchać. Wydmuchała pół opakowania rękawiczek. Patrzyłem zdziwiony radością krasnali. Zupełnie jak ja przed podróżą samochodem. Tańce, śmiechy, fikołki... Hmmm... Całkiem jak małe p
Na końcu było grupowe zdjęcie. I biedronkowe serce, które specjalnie dla nas zrobiły przedszkolaki.
Całą ta wizyta była może i trochę dziwna, ale po raz pierwszy od wielu miesięcy czułem się jak prawdziwa gwiazda :)" 
udle!