Szczeniaki są cudne. 5 dziewczynek i jeden chłopak - rodzynek. Wszystkie aprikotki, jedna dziewczynka trochę jaśniejsza od reszty. Jaśniejsza sunia, nazwana przez moje dziewczyny "Pinki-Łinki" od różowej tasiemki zawiązanej na szyi, rozkochała w sobie całą rodzinę Ingardenów. Jest tak wesoła i taka pełna pozytywnej energii, że trudno od niej się oderwać. Jakbym miała możliwość, to bez zastanowienia wybrałabym właśnie ją :) Możliwe nawet, że pozostałe są ładniejsze i bardziej wystawowe. Nie wiem, bo zupełnie nie jestem tego w stanie ocenić. To coś, co mnie przyciągało, miała właśnie Pinki-Łinki.
Coś, przed czym nie mogłam się powstrzymać jako weterynarz, to poszukiwania jąderek u Rodzynka. Ku mojej radości były! Maleńkie jak główki od szpilek, ale oba na swoim miejscu...
Profesjonalną oceną szczeniaków zajęła się hodowczyni Boogiego, Ania Kułyk, która również przyjechała w odwiedziny. Wymacała każdego dzieciucha, powyginała i ustawiła. Miot zyskał jej aprobatę. Ufff... Oczywiście jakieś małe uwagi były, ale w ustach tak wymagającej osoby brak uwag byłby podejrzany ;)
Podsumowując: piękny miot, piękne szczeniaki. Kolejna ważna ocena czeka maluchy za 2 tygodnie, jak przyjedzie ze Związku Kynologicznego komisja odbierająca miot, same "spece" od pudli. Mam nadzieję, że ich opinia również będzie dobra...
Rodowód szczeniąt można zobaczyć TUTAJ >>>
Poniżej trochę zdjęć, nowym aparatem, więc proszę o wyrozumiałość :)
"Wujek" Jaszka :) |